Stłuczka- jest to potoczna nazwa kolizji, w której samochody są lekko zniszczone, np. mają rozbite tylko lampy
Co robić w przypadku kolizji drogowej?
Autorem artykułu jest Artur Olędzki
Szczególnie późną jesienią, oprócz grypy, narażeni jesteśmy na kolizje drogowe (stłuczki). Na przykładzie, opisałem jak postępować w takim przypadku.
W chwili, kiedy piszę ten artykuł jest jesień - ta najgorsza. Ciemno, zimno, cały czas pada. Słońca nie widziałem od dwóch tygodni. Ciśnienie niskie, nic się nie chce, ale często trzeba wsiąść w samochód i jechać Teraz wyobraź sobie, że prawie każdy się tak podle czuje, źle bo ciśnienie, źle bo szef coś mu nagadał, do tego ślisko i mokro, i prawie nic nie widać. Właśnie stworzyły się idealne warunki do stłuczki, inaczej kolizji drogowej. Mało ważne czyja to będzie wina, jadąc samochodem zawsze musimy być na to przygotowani. Kolizja ma to do siebie, że może się zdarzyć, nawet wtedy, kiedy tylko chcemy podjechać do sklepu te 300 metrów.
Kolizja- jest to zderzenie lub uszkodzenie pojazdu, w którym żadna osoba nie odniosła obrażeń, ani nie poniosła śmierci. Obecność policji nie jest obowiązkowa.
Stłuczka- jest to potoczna nazwa kolizji, w której samochody są lekko zniszczone, np. mają rozbite tylko lampy
Nie chciało mi się, ale musiałem jechać do tego sklepu. Zmrok, mało widać. Nagle kątem oka widzę, że z prawej coś wyjeżdża. Noga na hamulec kierownica w lewo – za późno. Słyszeliście kiedyś ten bardzo charakterystyczny odgłos? Jest bardzo głuchy, nieprzyjemny. To odgłos gniecionej blachy. Wysiadłem. Idąc w stronę tamtego idioty, jeszcze spojrzałem na swoje auto. Prawa część nadkola, reflektor i maska to już wspomnienie.Na szczęście kretyn wysiada, więc nic poważnego mu się nie stało. Pytam się - wszystko OK?. Trochę niewyraźnie, ale twierdzi, że nic mu nie jest. Przyglądam się mu przez moment - normalny gościu, ani nie stereotypowa blondynka, ani moherowy dziadek.
Zaczynają trąbić… trzeba posprzątać ten bałagan.Pierwsza i najważniejsza sprawa, upewniam się jeszcze raz czy gościowi nic faktycznie się nie stało. Ztego, co widzę i słyszę nic mu nie jest. Jakiemuś innemu kierowcy, który trąbił jak głupi, bochce przejechać, zdążył rzucić soczystą wiązanką. Ja też jestem cały, jechałem dość wolno, pasy mnie przytrzymały, o nic się nie uderzyłem. Warto jednak pamiętać, żeby przy takich okazjach, jednak zgłosić się do lekarza. Mogą się zdarzyć, bardzo groźne nawet dla życia, urazy wewnętrzne, których z początku ani nie widać, ani nie czuć.
Pierwsza sprawa to upewnić się czy nie ma rannych lub zabitych- ok. zrobione.
Typowa kolizja, jaka się zdarza każdego dnia w dużym mieście.Teraz mamy tylko, albo aż, dwa rozbite samochody, z którymi trzeba coś zrobić. Moje auto bardziej zawadza i tamuje ruch, więc mówię, żeby mi pomógł go przepchnąć. Jednak za nim się to do tego zabierzemy robię kilka fotek aparatem z komórki, pewnie i tak nić nie będzie widać, bo już jest ciemno, ale ustawienie samochodów powinno się dać ustalić. Próbuję mojego jeszcze odpalić, ale nie daje się. Pchamy, ciężko, słyszę jak jakaś blacha zaczepia o koło. W końcu się udało. Jeszcze biorę jakiś kamień i rysując po asfalcie zaznaczam gdzie stało, (tak na wszelki wypadek). Drugie bez problemu odpaliło, gościu odjechał kawałek i ruch został przywrócony. Mimo, że stoi na chodniku, włączył awaryjne i wyciąga trójkąt ostrzegawczy –ok!.
Po drugie usunąć pojazdy tak, żeby nie tamowały ruchu, szybko, ale spokojnie i nie nerwowo, jeżeli nie jest to możliwe należy użyć trójkąta ostrzegawczego ok. – zrobione.
Przypomniałem sobie, że powinienem postarać się o świadków, trzeba było poprosić o dane osobowe, albo, chociaż pospisywać nr rejestracyjne ich samochodów. Za późno każdemu się spieszy, a że widzieli, że nikomu nic się nie stało pojechali sobie wszyscy –echh.
Podchodzę do gościa, jeszcze raz się pytam czy wszystko OK., tak nic mi nie jest- odpowiada. Pyta się mnie - co robimy?. Zastanawiam się czy wzywać policję. Powinienem wezwać obowiązkowo, kiedy podejrzewałbym, że jest pijany. Jeżeli, któryś z nas byłby ranny również pogotowie.
Pytam się czy zdaje sobie sprawę, że wyjechał mi, nie ustąpił pierwszeństwa. Twierdzi, że mnie nie widział, ale faktycznie to on miał „ustąp pierwszeństwa”, więc jego wina. Dobrze, myślę sobie, chociaż z tym nie będzie problemu, gościu przynajmniej na razie przyznaje się do winy. Jeszcze przez chwilę rozmawiamy jak to się stało. Oglądam jego polisę oraz dowód rejestracyjny – wygląda, że wszystko jest w porządku. Żaden z nas nie jest pijany, ustalona wina, dokumenty wydają się być w porządku – OC jest, przegląd jest ważny, dlatego faktycznie nie ma przesłanek, żeby wzywać policję. Wyciągam ze schowka tzw. druk stłuczkowy. Ten dokument tak samo wygląda w całej Europie.
Wspólne oświadczenie o zdarzeniu drogowym - Pobierz.
Zaczynamy go we dwóch wypełniać. Gościu – z papierów wynika, że ma na imię Andrzej pytasię mnie, a co by było gdybym nie miał tego druku? Odpowiadam, że wtedy trzeba by było to jakoś inaczej napisać. Zawsze jest potrzebne: imię i nazwisko kierowców, oraz właścicieli (przecież nie musisz jechać własnym autem) do tego:
- dokładne miejsce i czas zdarzenia
- numery rejestracyjne pojazdów, które uczestniczyły w kolizji
- numery polis OC i nazwy firm ubezpieczeniowych
- przebieg zdarzenia, opisanego jak najdokładniej, jakiś szkic sytuacyjny, kto i gdzie znajdował się w chwili kolizji
- wszystkie strony muszą się podpisać pod takim „dokumentem”.
Wypełniliśmy druk stłuczkowy i kiedy już chciał się zająć własnymi sprawami, przypomniałem sobie, że potrzebny jest jeszcze jeden dokument „oświadczenie o winie” Trochę z niechęcią, ale kiedy w końcu razem skomponowaliśmy takie oświadczenie, Andrzej go podpisał. Nikt nie lubi podpisywaćoświadczenia o własnej winie. Tam było napisane coś takiego:„Ja Andrzej legitymujący się dowodem nr oświadczam, że w dniu tym i tym z mojej winy doszło do kolizji, kierując pojazdem marki o nr rejestracyjnym chcąc przejechać skrzyżowanie ulic, nie zauważyłem prawidło jadącego pojazdu marki nr rejestracyjny wymusiłem pierwszeństwo”. Coś takiego będzie mi to potrzebne, kiedy udam się do ubezpieczyciela Andrzeja.
Było już późno, dlatego też nie daliśmy radę podjechać od razu do inspektoratu, umówiliśmy się, że następnego dnia tam się udamy. I tak, i tak winny musi osobiście potwierdzić przebieg wypadku, teoretycznie powinno to przyśpieszyć wszystkie procedury.
Zanim się pożegnaliśmy ( o dziwo – już nie chciałem go zabijać) przy Andrzeju zadzwoniłem jeszcze do jego ubezpieczyciela, numer był na polisie. Musiałem jeszcze raz opowiedzieć, co się wydarzyło. Sprawa, bo od tej pory ta kolizja tak się zaczęła nazywać dostała swój numer, na który miałem się potem powoływać w przyszłości. Za natychmiastowe zgłoszenie szkody dostałem propozycję odholowania i wstępnych oględzin, ok. w sumie, dlaczego nie.Z Andrzejem pożegnaliśmy się już bez gniewu, on odjechał o własnych siłach, ja jeszcze jakiś 40 minut czekałem na lawetę.
Na drugi dzień w inspektoracie umówiłem się z rzeczoznawcą żeby wycenił mi szkody. Przyjechał porobił zdjęcia, opisał, co i jak, dał do podpisania formularz z wyceną szkody. Miałem do wyboru albo zgarnąć kasę i we własnym zakresie naprawiać albo zlecić naprawę warsztatowi, który już bez mojego pośrednictwa rozliczy się ubezpieczycielem. Wybrałem drugie rozwiązanie, ponieważ wysokość szkody wydawała się zbyt mała. Potem się dowiedziałem, że miałem rację, bo do naprawy była jeszcze jedna rzecz, której rzeczoznawca nie uwzględnił.
Wiem, że każda stłuczka czy kolizja to nerwy. W pierwszej chwili miałem ochotę udusić gościa gołymi rękami. Zaraz jednak się okazało, że pomógł mi usunąć samochód z drogi. Potem okazał się sympatycznym facetem. Bez problemu przyznał się do winy. Potem współpracował żebyśmy jak najszybciej doprowadzili samochody do pełnej sprawności. Jego szkody były mniejsze, w miarę szybko dostał kasę z AC. Nie zawsze da się wszystko przewidzieć, dlatego jak wyżej pisałem warto mieć ten druk stłuczkowy przy sobie. Z Andrzejem czasami się widzimy w sklepie, kolegami nie jesteśmy, ale dzień dobry sobie mówimy.
Jak Wy sobie poradziliście w takim wypadku-kolizji? Czy zawsze dzwoniliście na policję?
Jak się zachowywaliście? Jakie błędy popełniliście, na które inni powinni uważać?
Artur Olędzki
{Gapiart}
Tego w szkole się nie dowiesz - www.oledzki.com - Praktyczny Uniwersytet
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz